Lasy wydają się mieć kolor czarny. Panuje w nich dziwna cisza, w którą strach się nawet wsłuchiwać. Bory tatrzańskie to puszcze, gdzie słońce świeci jedynie po wierzchołkach świerków. Promienie słoneczne nie mogą przebić się przez „dach splątanych ze sobą konarów i gałęzi”.
Tytułowy bohater opowiadania „Jak Jasiek z Ustupu, Hanusia od Królów i Marta Uherczykówna z Liptowa śpiwali w jedno słoneczne rano ku sobie”, z lękiem w sercu chodzi tymi lasami, które rozciągają się od Ciemnych Smreczyn ku Zaworom, gdzie rośnie czerwona limba „uwiędła od piorunu”. W tych lasach górskich odzywają się czasem dziki ukrywające się w maliniakach, jelenie beczące „krótkim, urywanym, gwałtownym bekiem”, a cietrzewie od czasu do czasu poruszają się w gałęziach. Jasiek z Ustupu słyszy szum siklawy, która huczy w Piarżystej Dolinie. Wreszcie bohaterowi udaje się wydostać z lasu na otwarte przestrzenie gór. Opuszcza go strach, ponieważ tu może odetchnąć pełną piersią. Spokojnie może już obserwować kozice, które całymi stadami chodzą po Pośrednim Wierchu, Cubrynie i Liptowskich Murach.