Sztuka, religia, moralność — wszystko to ma ostateczne źródło w popędach potrzebujących wyładowania. Chwalimy je za to, że są piękne czy wzniosłe, ale naprawdę cenimy za co innego: za to, że przynajmniej w zastępczy sposób pozwalają nam wyładować nasze popędy. Pewne popędy, jeśli się wyładują są groźne dla społeczeństwa,
i dlatego są przez nie zwalczane i karane, ale jeśli się nie wyładują to stają się groźne dla jednostki, bo dezorganizują jej życie, wpędzają ją w choroby nerwowe.
Pozostaje więc by się wyładowały, ale w postaci pośredniej, zastępczej, nieszkodliwej, uwznioślonej, czyli jak się wyrażał Freud „wysublimowanej”. W takiej postaci nie są już niebezpieczne i nie napotykają oporu społeczeństwa. Tak np. popędy seksualne te najpierwotniejsze i najsilniejsze z pożądań sublimują się, uwznioślają w twórczości artystycznej: i dzieła sztuki wydają się czymś wznioślejszym od reszty życia ludzkiego, ale naprawdę są wytworem tych samych popędów.